Zacisze 2011

Relacja Michała z imprezy nurkowej – rozpoczęcie sezonu nurkowego w Łagowie 29.04-03.05.2011.
Zdjęcia z wyjazdu są już w galerii.

Tak sie złożyło, że nie po raz pierwszy przychodzi mi w udziale dorzucić „swoje” do działalności Piranii*. Dzisiaj – ze względu na okoliczności – postaram się by było nieco krócej. Niestety dająca się dość boleśnie we znaki kontuzja i problemy techniczne z dostępem do sieci odbijają mi się czkawką przez okrągły tydzień. Żeby na wstępie ustrzec się wszelkich skarg i zażaleń dodam tylko na wstępie, że poniższy tekst (podobnie jak poprzedni) ma raczej charakter zbioru luźnych przemyśleń a nie materiału z założenia trzymającego się jakich sztywnych technicznych reguł. Mhmmmmm…. do poczytania dla tych, którzy zamiast lektury poglądowej przełknąć mogą lekturę wspominkową 🙂

Dzień pierwszy – gnojówka.

Te zaiste „cuchnącą” wiadomość usłyszałem tuż po przyjeździe na miejsce naszej destynacji [Hehhh … nie ma to jak językowy internacjonalizm. Według Macieja Malinowskiego destynacja to ” jeszcze jeden nowotwór zaśmiecający polszczyznę, pusty semantycznie, używany przez ignorantów, którym nie chce się ruszyć głową i poszukać rodzimych form” …a zatem językowi puryści – wybaczcie:)] Po tym jak szczęśliwie dotarliśmy do Łagowa postanowiliśmy za namową Prezesa udać się na skromny rekonesans. Obecny już na pomoście Sławek bez owijania w bawełnę rzucił krótko – gnojówka…tzn. warunków do nurków atrakcyjnych nie ma. Pomimo tej niesprzyjającej aury kilku bardziej zdeterminowanych do wody jednak weszło. Patrząc na miny tych wybrańców odniosłem nawet wrażenie, że te mało komfortowe okoliczności nie popsuły im zabawy… czyżby to głód nurkowania:)??

* analogia nawiązująca do słynnego monologu byłego Marszałka Sejmu nieuzasadniona :

http://www.youtube.com/watch?v=X4tWNBmrVmQ … tak mi się tylko napisało:/

In the middle of…prosiak wymaga ponownego transportu

Akurat z tego fragmentu pobytu najbardziej utkwiła mi kapryśna majowa temperatura….temperatura, która skutecznie wymusiła na mnie ewakuacje do „Zacisza”. 6 stopni to dla mnie ciut za mało by zmusić się do kąpieli. Tym bardziej, że takiego obowiązku nie miałem ale wódz naczelny ze swoim dream-team’em wyboru nie mieli:) i tego dnia swoją powinność wykonać musieli. Ten majowy nurek poprzedzony był dość zabawną sytuacją związaną z umiejscowieniem tzw. prosiaka [tak na marginesie – nurkowa nomenklatura chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać:)]. Żeby sprawa była jasna to wspominam ten epizod, że tak powiem – ku pamięci 🙂 … nie zaś po to by pastwić się nad kimklowiek. Kto był i pamięta pewnie będzie wspominać to z uśmiechem… szczególnie główny bohater tego zamieszania:)

„Sekcja środkowa” to poza tym słodkie lenistwo, trochę więcej snu, grillowanego kurczęcia, wina, wycieczka rowerem wodnym pod banderą Reiff Family i moja krótka przebieżka po okolicach Łagowa, wtedy jeszcze bezkontuzyjna.

Dzień trzeci – rozrywka nie dla wegan

Tym razem planowałem posłużyć się bardziej modernistycznym śródtytułem zakładając, że nie będę nawiązywać już do wątków wiejsko – gastronomicznych…. mhmm, nie udało się. Według teorii Brzytwy Ockhama, z której to ponoć wywodzi się założenie ,że pierwsza myśl jest zawsze najlepsza postanowiłem zostać przy powyższym 🙂 No i ta wielka prosięca głowa – zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Na szczęście powędrowała w formie prezentu do …zdaje się, że owczarka niemieckiego, żywię zatem nadzieję, że równowaga w ekosystemie została zachowana.

Z tego okresu pobytu w Łagowie w pamięci utkwiło mi ognisko – zwieńczenie wszystkich wyrzeczeń i dyskomfortu związanego z nurkowaniem:) Było prosie (znów ten nieszczęsny zwierz), dużo ogniskowych szlagierów i chrzest, którego jedną z atrakcji okazał się „oldtimer”* Marcin Pacan. To ten który tak żarliwie i z pasją negocjował wymiar kary a stojąc z płetwą tuż za ofiarą przypominał sylwetkę Tigera Woods’a ze swych najlepszych lat. Jak kończyły się te negocjacje mogliście ocenić sami próbując oszacować siłę sankcji. Słabiej zorientowanym nadmienię, że siła to wektorowa wielkość fizyczna będąca miarą oddziaływań fizycznych między ciałami, przy czym jedno z tych ciał to płetwa właśnie.

Wracając do wątków pozbawionych fizycznej bolesności warto przypomnieć obecność skrzypiec podczas ogniska, które to towarzyszyły Piotrkowi Smółce. Okazało się, że ten zacny instrument dobrze sprawdził w spartańskich warunkach. Ciężko wypowiadać się za wszystkich zgromadzonych ale mnie osobiście się podobało:) Dla mnie to swoista nowość, bo moja znajomość skrzypiec ograniczała się do tej pory twórczości Michała Jelonka i Vanessy Mae.

http://www.youtube.com/watch?v=9W0wNQCeowo

* W tym miejscu ponownie należą się dwa słowa wyjaśnienia. Według wikipedii oldtimer to pojazd, który na podstawie specjalnych przepisów został wpisany do rejestru zabytków lub znajduje się w wojewódzkiej ewidencji zabytków 🙂 Ja posługuje się tym terminem dla potrzeb prywatnego nazewnictwa, oldtimer w moim prywatnym słowniku to stary znajomy ewentualnie ktoś (lub coś) kto przywołuje na myśl lata szkoły podstawowej czyli okres beztroski. Jak się okazało w długiej przygodzie ze sportem mamy wspólny mianownik w postaci judo, z którym to zetknąłem się po raz pierwszy w wieku 11 lat. Dlatego też pozwoliłem sobie na takie określenie, dodam tylko, że jest dowód sympatii a nie złośliwości a i wieku nikomu wypominać bym nie śmiał:)

PS. Zarówno drogę do Łagowa jak i Wrocławia mogłem przebyć dzięki uprzejmości Piotra Smołki, któremu raz jeszcze chciałbym serdecznie podziękować.